wtorek, 9 lipca 2013

UKRAINA cz.I

Z KIJOWA do KRAKOWA
KRokiem Wiary
Dni 1-15

21 VII 2013 Dzień 1 - PRZEZ KIJÓW - 25 km

Dziękując księdzu Wiesławowi za gościnę, wyruszyliśmy rankiem przez KIJÓW, na trasę ok. 25 km, w kierunku parafii karmelickiej pw.Podwyższenia Krzyża w Kijowie-Śwatoszynie, czyli na samych rogatkach Kijowa, w kierunku żytomierskim.
















Dotarliśmy do kościoła wieczorem i zaraz wskazano nam miejsca do spania w sali na piętrze. Potem przyszedł do nas ks.Piotr, proboszcz Parafii i zaczęła się niecodzienna rozmowa, trwająca chyba ok. godzinę. Tej rozmowy nie zapomnimy chyba nigdy! Kiedy ksiądz Piotr dowiedział się, że zamierzamy PIESZO wędrować przez Ukrainę i dotrzeć do Krakowa, zdumiał się bardzo i zatrwożył. Oto jego słowa:

- Czy wy macie pojęcie na co się ważyliście? Czy macie świadomość, że Ukraina to nie Polska? Nie macie załatwionych żadnych noclegów i zamierzacie iść przez miasta i wioski? Czy wy zdajecie sobie sprawę z trudności jakie was czekają?

Odpowiedzieliśmy spokojnie, że TAK, że mamy taką świadomość, że pielgrzymowaliśmy już wiele po Polsce i innych krajach Europy, że trud pielgrzymi jest nam znany....

- Ale tu jest Ukraina a nie zachodnia Europa! Tu nie będziecie mieć żadnych wygód ani tego wszystkiego, co było waszym udziałem na szlakach europejskich!

Kiedy zapewniliśmy go, że jesteśmy przygotowani na niewygody i trudy, że MUSIMY iść, bo tak właśnie kiedyś, nie zważając na trudności zrobił przed wiekami Święty Jakub Apostoł, gdy udawał się na "dzikie" i nieznane ziemie półwyspu iberyjskiego, leżącego na krańcach ówczesnego świata, wówczas ksiądz Piotr zamyślił się i nagle zmieniło się jego oblicze. Na jego twarzy zajaśniał uśmiech i powiedział:

- Jeżeli jesteście gotowi i zdecydowani, jeżeli będziecie się modlić, nic wam się nie stanie. Pan Jezus będzie z wami i święty Jakub również. I będziecie każdego dnia mieli gdzie spać i nie będziecie głodni...."

Potem pobłogosławił nam i zapewnił o swojej modlitwie za nas, gdy będziemy w drodze. Poradził też nam, abyśmy się Kijowa raczej kierowali na Berdyczów, aniżeli Żytomierz, ponieważ Berdyczów i znajdujące się w nim sanktuarium Matki Bożej ma takie samo znaczenie dla ukraińskich katolików jak dla polskich - Jasna Góra! Postanowiliśmy posłuchać jego rady i obrać kierunek "na Berdyczów" i dopiero za Berdyczowem dokonać korekty naszej trasy.

"Strzałem w dziesiątkę" okazało się też podarowanie nam na drogę dużego pliku obrazków Matki Bożej Berdyczowskiej oraz obrazków świętych z wydrukowanymi informacjami i modlitwami w języku ukraińskim na odwrocie obrazka. Początkowo wahałem się z niesieniem w plecaku dodatkowych ciężarów, ale potem zrozumiałem ogromny sens takiej akcji. Mieliśmy rozdawać te obrazki napotykanym w drodze ludziom i to właśnie rozwiązywało problem, jaki mnie trochę niepokoił przez wyjazdem: "Jak my będziemy ewangelizować? Czy będziemy tylko tak "bezproduktywnie" wędrować jak jakieś włóczęgi i powsinogi, bez żadnego celu i zadania do wykonania?". Rozdawanie tych obrazków nie było wcale wielkim problemem i najbardziej się do tej akcji zapaliła Władzia ŚWIĘTEK, która rozdała najwięcej tych obrazków, podejmując przy okazji rozmowę z ludźmi na ich temat. Później nauczył się rozdawać obrazki również Władek FILUŚ i po kilku dniach okazało się, że wszystkie obrazki "poszły".

Błogosławieństwo księdza Piotra i jego modlitwa towarzyszyły nam w drodze cały czas, nie chodziliśmy głodni i każdego dnia mieliśmy dach nad głową, mimo że nie mieliśmy wcale zorganizowanych noclegów. Ale o tym w kolejnych odcinkach...


DZIEŃ 2 - Czwartek 23 V 2013
KIJÓW - MUZYCZI - 25 km

Parafia pw.Podwyższenia Krzyża znajduje się na samych rogatkach Kijowa. A zatem wychodząc w drogę, niemal od razu przyszło nam iść przez pola i wioski. To nas trochę "onieśmielało". Mieliśmy przecież spotykać teraz zwykłych ludzi, Ukraińców, którzy będą nami zaciekawieni, będą się nam przyglądać, co to za "cudaki" wędrują przez pola, lasy i wioski. To nie to samo co Kijów, gdzie nikt specjalnie się nam nie przyglądał, gdzie nie znaliśmy ludzi ani oni nas... Nas szczęście ksiądz Piotr wpadł na genialny pomysł i na ten pierwszy dzień dał nam przewodnika, Lonię, który pracuje przy kościele i dużo pomaga. Lonia wziął ze sobą rower i szedł z nami cała drogę. Rower był mu potrzebny, aby szybciej powrócić później do domu.







Wyszliśmy poza miasto i zaraz w pierwszej wsi za Kijowem zrobiliśmy zakupy w sklepie. I to nas ośmieliło. To był pierwszy kontakt z mieszkańcami wsi ukraińskiej. Okazało się, że zrobienie zakupów podstawowych produktów, chleba czy mleka, nie jest wcale takie trudne. Lonia na rowerze wiózł plecak Władzi i wskazywał nam drogę przez pola, lasy i łąki. To było jakby dotknięcie pierwszych stepów Ukrainy. Kilka kilometrów za miastem przechodziliśmy obok lotniska. Lonia powiedział, że na tym właśnie lotnisku lądował kiedyś samolot papieża Jana Pawła II, kiedy odwiedzał on Kijów.

Tego dnia cel naszej wędrówki był znany. Mieliśmy dotrzeć do odległej o nieco ponad 20 km wioski MUZYCZI, gdzie mieszkała Pani Lena, parafianka kijowskiej Parafii ks.Piotra. Pani Lena często na rowerze przemierzała te drogę do kościoła i służyła kościołowi nie tylko swoja modlitwą i uczestnictwem we mszy św., ale również swoja pracą dla kościoła. Po trzech noclegach przykościelnych miał to być dla nas pierwszy nocleg na wsi.





















Ten pierwszy nocleg za Kijowem wypadł nam więc u Pani Leny Krawczuk, w skromnej, ukraińskiej, wiejskiej chacie. A jeszcze przed wyjazdem do Kijowa marzyłem o tym, żeby chociaż kilka nocy spędzić w zwykłych ukraińskich domach na wsi! Dom Pani Leny był skromny, ale bardzo gościnny. Sama Pani Lena pochodziła z rodziny mieszanej o korzeniach polskich i ukraińskich.Często nam przyszło spotykać takie właśnie rodziny! Od razu też zostaliśmy poczęstowani wspaniałym barszczem ukraińskim z chlebem oraz przepysznym ciastem. Do dyspozycji na noc dostaliśmy aż dwa pokoje, podczas gdy liczna rodzina Krawczuków spędzała noc w jednym, pozostałym pokoju. Nasz przewodnik, Lonia, pożegnał się z nami i rowerem wrócił do Kijowa.







DZIEŃ 3 - Piątek 24 V 2013
MUZYCZI - BYCZIV 23 km

Rankiem znów zostaliśmy poczęstowani gęstą zupą z kaszą gryczaną i wyruszyliśmy w drogę. Pierwsze sześć kilometrów prowadził nas WITJA, syn pani Leny. Również z rowerem. Doprowadził nas do wioski Jasna Horodka. Prowadził nas mało używaną szosą, na której niemal wcale nie było ruchu, więc szło się wyśmienicie. Potem WITJA wrócił rowerem do swoich obowiązków i do domu, a my ruszyliśmy dalej już sami, modląc się o jakieś nowe miłe niespodzianki w drodze.





Ta niespodzianka nastąpiła dość szybko. Gdzieś koło godziny 14.00 zadźwięczał mój telefon w kieszeni. To ksiądz Piotr, pytał gdzie jesteśmy. Wybrał się z Lonią samochodem do nas, aby nam towarzyszyć tego dnia przez kilka godzin. Ta droga była mu znana, gdyż co roku z jego parafii właśnie wyrusza Piesza Pielgrzymka do Matki Bożej Berdyczowskiej. Przez dwie godziny naszej wędrówce towarzyszył ich samochód. Wieźli przez ten czas nasze plecaki.

Doszliśmy do wsi BYCZIV i ksiądz Piotr powiedział, że jeśli znajdziemy tu nocleg, to odprawi nam mszę. Rozeszliśmy się po domach, szukając noclegu. A ksiądz Piotr, jechał przez wioskę swoim samochodem i przyglądał się, jak nam pójdzie to szukanie... Udzielił nam dwa dni temu swego błogosławieństwa, a teraz jakby niepokoił się trochę...

Ale już pierwszy dom, do którego wszedłem, okazał się być tym, w którym mieliśmy nocować. Dostaliśmy do swej dyspozycji puste pomieszczenie warsztatowe oraz otwartą werandę ze stołem i krzesłami. Gospodarz poprosił, abyśmy się tam rozgościli i sam gdzieś pojechał na wieś do swoich spraw, a ja wyszedłem na ulicę i zaprosiłem cała nasza grupę i księdza Piotra na podwórko tego domu. Ksiądz Piotr rozłożył naczynia liturgiczne na werandzie i tam na stole, który służył jako ołtarz odprawił nam mszę św. W czasie mszy św. z dużego portretu na ścianie tej werandy patrzył na nas, zgorszony pewnie, Lenin.


















Po mszy św. ksiądz Piotr pożegnał nas już ostatecznie i wrócił wraz z Lonią do swej Parafii w Kijowie. Ale chociaż nas pożegnał, to przez cały miesiąc naszej wędrówki przez Ukrainę dzwonił do nas i interesował się nami. Po jego odjeździe przygotowaliśmy sobie kolacje i wkrótce poszliśmy spać: Panie wybrały werandę (były tam kanapy) a my we trójkę poszliśmy spać na podłodze w pustym warsztacie.



Ludźmi, którzy nam dziś umożliwili nocleg byli państwo Oksana i Mykoła GOŁOWKO.






DZIEŃ 4 - Sobota 25 V 2013
BYCZIV - ŁUCZIN - 24 km

Dziś szliśmy przez takie wioski jak: Sosnówka, Tomaszówka, Didowszczyna i Wielkie Hulaki do Łuczina. Właściwie to nie wiedzieliśmy rankiem, dokąd dojdziemy, dokąd Pan Bóg i nasze siły pozwolą.












W Didowszczynie - niespodzianka. Zobaczyła nas na ulicy pewna kobieta, Kijowianka, która tu miała daczę na wsi. Widząc nasz plecaki i zmęczenie, wyszła naprzeciwko nam i zaprosiła na werandę za daczą, na "mały poczęstunek". Były to dwa czubate talerze przepysznych kotletów. Potem kawa, herbata, napoje i ciasto. A była to godzina 14.00, pora obiadu... I po co ma się pielgrzym kłopotać posiłkami, jeśli w drodze Pan sam przygotowuje dla niego strawę wtedy dokładnie, kiedy przychodzi pora?


















Z Wielkich Hulaków szliśmy skrótem przez pola, obok stawów i jezior. Dotarliśmy do Łuczina i postanowiliśmy tu przenocować. Mieszkaniec pierwszego domu powiedział nam, że w sprawie noclegu należy rozmawiać z "predsiedateljem seła" czyli ze sołtysem.Poszliśmy więc w kierunku jego domu. A gdy przyszliśmy pod jego dom przy ul.Kirowa, wyszedł po chwili z domu, dowiedział się od nas kim jesteśmy i czego potrzebujemy, wziął pęk kluczy i zaraz też udał się z nami do centrum wioski, gdzie znajdował się budynek świetlicy. Otworzył świetlicę, w której byłą duża sala z krzesłami i stołami i powiedział, że tu możemy przenocować. Zapytałem nieśmiało, ile będzie kosztować nocleg, odpowiedział że NIC, że wystarczy, jeśli pomodlimy się w drodze w jego intencji. Nazywał się Aleksandr Michajłowicz FILIPCZUK. Kiedy dotarliśmy do tej świetlicy była już godzina 20.30, więc zaraz też udaliśmy się spać.













DZIEŃ 5 - Niedziela 26 V 2013
ŁUCZIN - ŻOWKNEWY - 25 km

Rankiem sołtys przyszedł nas pożegnać i wyruszyliśmy w dalszą drogę.




Wyruszyliśmy tym razem bez chleba, gdyż w sklepie we wsi jeszcze go nie o tak wczesnej porze nie dostarczono. Kiedy wyszliśmy już daleko za wioskę, minął nas samochód dostawczy, wiozący pieczywo. Różne gatunki pieczywa były na nim wymalowane. Władek pomyślał głośno: "Bożę, gdyby tak ten samochód się zepsuł, to moglibyśmy sobie kupić po drodze chleb". A Pan Bóg spełnia w drodze życzenia pielgrzymów, więc po chwili tak się właśnie stało. Samochód dostawczy się zepsuł, podeszliśmy do niego, a kierowca bardzo chętnie sprzedał nam chleb i co tylko było nam potrzebne. Nieco dalej zrobiliśmy sobie odpoczynek "ze śniadaniem" na trawie.
















Przez KORNIN dotarliśmy do miejscowości ŻOVKNEVY, w której Władek z Juliuszem już w pierwszym domu na skraju wsi "załatwili" nocleg u państwa Ewy i Piotra MIELNIKÓW, przesiedleńców z CZRRNOBYLA. Dom był skromny, ale serca mieli otwarte dla ludzi i u nich spędziliśmy noc. Dostaliśmy też kolację w postaci chleba z konfiturami oraz pysznej zupy rybno-grzybowej.


























DZIEŃ 6 - Poniedziałek 27 V 2013
ŻOWKNEWY - ANDRUSZKI - 25 km

Na śniadanie dostaliśmy wspaniałą zupę i pożegnani przez państwo MIELNIKÓW ok. godz. 8.00 wyruszyliśmy w drogę. Przez POPIELNIĘ i KAMIONKĘ szliśmy w kierunku wioski ANDRUSZKI, odpoczywając po drodze bądź to gdzieś na trawie, bądź przy sklepach spożywczych.







Podczas wychodzenia z POPIELNI, na skraju wsi, dostrzegłem "nieziemskie" zjawisko. Stałą tam nieruchomo dójka dzieci. Zbliżając się do nich, sądziłem, że to postacie aniołków, wycięte jakby z kartonu i pomalowane. Ich sylwetki lśniły w słońcu. Dopiero gdy byłem już przy nich, okazało się, że to chłopiec i dziewczynka, brat i siostra, w wieku ok. 8 lat i 6 lat, trzymający się za ręce. Na imię mieli Wowa i Jelena. A gdy dotarliśmy do wioski ANDRUSZKI, znaleźliśmy nocleg u pani LENY SUSOŁ, która nie bała się użyczyć nam gościny, chociaż była sama w domu. Właśnie rankiem odwiozła do szpitala córkę, która miała urodzić dziecko, więc często do niej dzwoniła, dowiadując się o jej zdrowie. Ola przygotowała wspaniałe kanapki z rybami i ziołami a pani LENA poczęstowała nas wspaniałą zupą ukraińską. Prysznic był "na dworze", jak w wielu wioskach ukraińskich, w których brak wody w domu.



















DZIEŃ 7 - Wtorek 28 V 2013
ANDRUSZKI - ZWYNICZE - 28 km

Wyszliśmy w drogę o godz. 7.30. Po drodze trzy odpoczynki na trawie i jeden przy sklepie w miejscowości WCZORAJSZE. Władzia pracowicie rozdawała święte obrazki i medaliki. Ludzie często nas zatrzymywali i pytali skąd i po co idziemy. Interesował ich cel naszego pielgrzymowania. Zaplanowaliśmy sobie nocleg w CZERNORUDCE, ale nic z tego nie wyszło. Przypomniało się nam od razu powiedzenie: "Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Przedstaw Mu swoje plany...". A nocleg Pan Bóg nam przygotował w następnej wsi, ZWYNICZE, ok. 3 km za Czernorudką. Tam przyszło nam nocować u bardzo gościnnych państwa FERD (Oksana FERD). W domu oprócz gospodyni jej pracowity mąż, mama i 12-letnia córka Ania. Gospodarują na 9 hektarowym gospodarstwie. Sporo własnych maszyn rolniczych. Uprawiają wszystko co się da: zboże, kartofle, kukurydzę. Hodują krowy, kozy, kury itd. W domu bardzo ładnie. Zostaliśmy poczęstowani zaraz wspaniałą zupą, ziemniakami puree i mięsem. Zjedliśmy posiłek przy stole w ładnej werandzie obok domu.



















DZIEŃ 8 - Środa 29 V 2013
ZWYNICZE - BERDYCZEW - 34 km





Rankiem znó otrzymaliśmy od pani FERD po misce gęstej zupy i o godz. 7.20 wyruszyliśmy w drogę. Odpoczywaliśmy w drodze najczęściej gdzieś na trawie lub pod drzewami. Dotarliśmy do sanktuarium Matki Bożej Berdyczowskiej dość późno, bo ok, godz. 19.30. Powitał nas O.Rafał oraz młody chłopak, Jarek WERDYCKI, który zabrał nas do swojego domu na nocleg.



























W tym gościnnym domu Państwa WERDYCKICH, przy ul.Prewułok Lesi Ukrainki, nocowaliśmy aż dwie noce. Zaplanowaliśmy sobie bowiem, że tu, w BERDYCZOWIE zrobimy sobie jeden dzień odpoczynku. To przecież narodowe sanktuarium Matki Bożej Berdyczowskiej, do której pielgrzymują corocznie, również pieszo, tysiące Ukraińców, w tym wielu polskiego pochodzenia. Wieczór spędziliśmy na rozmowach z domownikami i śpiewaniu pieśni ukraińskich, w czym przewodził dr Juliusz KUBISZ, znający bardzo wiele tych pieśni i piosenek na pamięć.




















DZIEŃ ODPOCZYNKU W BERDYCZOWIE
i wycieczka do ŻYTOMIERZA
Czwartek 30 V 2013

Rankiem we czwartek, kiedy w Polsce obchodzona jest uroczystość Bożego Ciała (tu przeniesiona na niedzielę) wyjechaliśmy z Berdyczowa marszutką do ŻYTOMIERZA, aby zwiedzić to miasto, znane z tego, że nawet przed II wojną światową, chociaż pozostawało na terenie sowieckiej Ukrainy, to i tak większość mieszkańców miasta stanowili Polacy. Teraz stanowią oni nadal ok. 25% mieszkańców. Zwiedziliśmy całe miasto i znay polski kościół pw.św.Zofii. Starsze Polki, które pielęgnowały tam kwiaty i klomby obok kościoła, opowiadały nam niezwykle dramatyczną historię obrony tego kościoła w okresie władzy sowieckiej i czasów komunizmu.








































Po powrocie do Berdyczowa uczestniczyliśmy we mszy św. w sanktuarium Matki Bożej Berdyczowksiej o godz. 18.00. Zwiedziliśmy też znajdujące się tuż obok sanktuarium muzeum.


























Udzieliliśmy też wywiadu Panu Jerzemu SOKALSKIEMU z rozgłośni Polskiego Radia Berdyczów.





Po wspaniałym dniu odpoczynku w BERDYCZOWIE i zwiedzeniu ŻYTOMIERZA wróciliśmy na nocleg do państwa WERDYCKICH.












DZIEŃ 9 - Piątek 31 V 2013
BERDYCZÓW - BURJAKI - ok.34 km

Po obfitym śniadaniu, którym nas uraczono, Jarek WERDYCKI odprowadzał nas rankiem kilka kilometrów, aż do krzyżówki za BERDYCZOWEM.





Weszliśmy po drodze na mały odpoczynek do ładnej wiejskiej świetlico-kawiarni "krytej strzechą", w której napiliśmy się kawy i zjedliśmy nasze "drugie śniadanie", czyli chleb z przepysznym sałem podarowowanym nam przez panią Wertycką z Berdyczowa. Przeczekaliśmy też tutaj ulewę.



Ruszyliśmy w dalszą drogę, ale ok. godziny 15.00 znowu zaczęło się chmurzyć i zanosiło się na burzę. Doszliśmy do jakiegoś ronda na skrzyżowaniu szos i usiedliśmy na jakimś niskim murku. Burza zbliżała się, a my byliśmy w szczerym polu, na otwartej przestrzeni. Wtedy dr Juliusz wypatrzył w niewielkiej odległości od krzyżówki jakiś dom i poszedł na zwiady. Dom okazał się być czymś w rodzaju zajazdu, taki drewniany duży zajazd z okazałymi zadaszonymi podcieniami, jak na filmach kowbojskich na Dzikim Zachodzie.



Do środka tego okazałego i nieczynnego jeszcze zajazdu nie wpuszczono nas, ale stróż pilnujący zajazdu po telefonicznej rozmowie z szefem i właścicielem poinformował nas, że możemy się schronić pod tymi zadaszonymi podcieniami. Zaczęło padać. Siedzieliśmy tam i czekaliśmy aż ten deszcz ustanie, ale nie przestawał. Pod zadaszeniem stały jakieś worki napełnione trocinami i panował bałagan. Po chwili zjawił się na rowerze nieoczekiwany gość, który był lekko "wstawiony" i zaczął z nami rozmawiać, pomimo tego, że nie bardzo mieliśmy ochotę na rozmowę z pijanym człowiekiem. To, że nie chcieliśmy z nim gadać, było jednak naszym błędem, gdyż człowiek ten okazał nam wiele życzliwości. Zaczął robić porządek, poinformował nas, że on tu pracował i te worki sam napełniam trocinami. Teraz zaczął je układać na podłodze w pozycji leżącej i ugniatał nogami. Kazał nam położyć na warki nasze karimaty i mruczał pod nosem słowa, które mnie bardzo zdumiały: "Ja was, dzieci moje, nie zostawię tutaj, dopóki was do snu nie ułożę". Przeszyły mnie dreszcze, bo zrozumiałem, że oto na moich oczach dzieje się właśnie cud, jakich tak wiele doświadczyłem już podczas moich pieszych pielgrzymek.

Tymczasem rozszalałą się burza i mimo że godzina byłą dopiero szesnasta, dalsza wędrówka stałą się tego dnia niemożliwa. Ale nie mokliśmy i mieliśmy "dach" nad głową. Zapytałem tego nieoczekiwanego gościa jak ma na imię. Odpowiedział, że nazywa się Mychajło, ale zdrobniale mówią na niego Mykoła. Mychajło, Mykoła, czyli Michał.. Dziś rano modliliśmy się o pomoc i wstawiennictwo Świętego Michała Archanioła, który jest patronem całej Ukrainy i oto człowiek o tym imieniu pomaga nam w ułożeniu się do snu i mówi do nas "dzieci moje".

Ponieważ padało jeszcze z godzinę, siedział z nami i rozmawiał. Wyjął też kiełbasę z reklamówki, którą nam podarował w całości. Chciał nas poczęstować też wódką, ale odmówliśmy, a on nie nalegał. Zrozumiałem, że na Ukrainie "anioły" maja prawo być pijane i nie wolno ich unikać, gdyż mimo takiego stanu są aniołami i pomagają ludziom.

Mykoła popatrzył na mnie i uśmiechając się, zadał mi dwie zagadki matematyczne. I to takie zagadki, które znałem i na które od razu mu odpowiedziałem, zdumiony tym, że ktoś jeszcze oprócz zna te zagadki, które ja sam tak często zadawałem ludziom lub uczniom...Dlaczego on właśnie zadał mi te zagadki teraz, skąd on wiedział, że to są "moje" zagadki? To dopiero zagadka!

Kiedy deszcz ustał, Mykoła odjechał na swoim rowerze a my po chwili zasnęliśmy na tych workach z trocinami, w śpiworach i na karimatach. To była niezapomniana noc. Dziękowaliśmy Świętemu Michałowi Archaniołowi i Świętemu Jakubowi za tę nadzwyczajną pomoc...





DZIEŃ 10 - Sobota 1 VI 2013
BURJAKI - ZOZULINKI ok.27 km

Dziś wyszliśmy w drogę ok. 6.40. Tu warto może opowiedzieć, jak wygląda nasze "życie duchowe" na pielgrzymce. Jest to więc wspólny Różaniec, w południe Anioł Pański i o godzinie piętnastej Koronka do Miłosierdzia Bożego. Każdego dnia odmawiamy jedną część Różańca razem (pięć tajemnic). Jeżeli więc np. wczoraj były to tajemnice Radosne, to dziś tajemnice Światła, jutro Bolesne i pojutrze Chwalebne. I potem od nowa.

DZIEŃ 11 - Niedziela 2 VI 2013
ZOZULINKI - CHMILNYK ok.12 km

DZIEŃ 12 - Poniedziałek 3 VI 2013
CHMILNYK - NOWA KONSTANTINIv ok.22 km

DZIEŃ 13 - Wtorek 4 VI 2013
NOVA KONSTANTINIV - LATYCZÓW ok.14 km

DZIEŃ 14 - Środa 5 VI 2013
LATYCZÓW - GOŁOSKIV ok.23 km

DZIEŃ 15 - Czwartek 6 VI 2013
GOŁOSKIV - CHMIELNICKI (Płoskirów) ok.30 km

DZIEŃ 16 - Piątek 7 VI 2013
CHMIELNICKI - CZORNY OSTRIV ok.25 km

DZIEŃ 17 - Sobota 8 VI 2013
CZORNY OSTRIV - PISARYVKA ok.35 km

DZIEŃ 18 - Niedziela 9 VI 2013
PISARYVKA - WOŁOCZYSK ok.21 km



































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz